Misja trwa, Vestigium.pl robi swoje
Rok 2017 był eksperymentem w ramach projektu Vestigium.pl, o którym napomknąłem pod koniec grudnia: zero nowych publikacji na blogu, luźne posty na Facebooku i Twitterze odnośnie tematów historycznych, rocznicowe odnośniki do strony z tekstami z 2016 roku… i tyle. Mimo tak znikomej aktywności udało mi się trafić do sporej liczby ludzi, którzy drążą przeszłość, szukają informacji o swoich przodkach i chcą wiedzieć więcej o ich wojennych losach!
Zakładając tę stronę niemal dwa lata temu, liczyłem na to, że w gęstwinie portali historycznych, for internetowych o tematyce drugowojennej czy miejsc ściśle poświęconych 2. Korpusowi Polskiemu, znajdę lukę dla swojego bloga. Internet jest jak Wszechświat i stale się rozszerza, więc zdawałem sobie sprawę, że przebicie się z takim tematem nie będzie wcale proste, ale z drugiej strony… ile jest stron ściśle poświęconych zwykłemu strzelcowi z Armii Andersa?
Vestigium.pl żyje własnym życiem
Bagaż doświadczeń, jaki zdobyłem dzięki poszukiwaniom poświęconych swojemu pradziadkowi, sprawił, że historia jego życia po blisko osiemdziesięciu latach stała się niemal namacalna. O rekonstrukcji wojennego życiorysu Antoniego Pawlaka napisałem wszystko, dlatego nie będę w tym tekście powielał tego wątku, ale mając od początku gdzieś z tyłu głowy horacjański motyw exegi monumentum i wielokrotnie pojawiające się w moich publikacjach hasło „wielkie historie składają się z małych”, chciałem tą witryną oddać należyty mu hołd poprzez pomoc innym. W mojej ocenie to się udało. Takie samo wrażenie odnoszą moi najbliżsi i znajomi, ale również ludzie, których poznałem za pośrednictwem Vestigium.pl. To dzięki tym ostatnim mój blog „wypłynął” na powierzchnię wyszukiwań, gdyż w głównej mierze to zapytania o miejsca pochówku konkretnych żołnierzy kierowały ich ku mojej stronie, ale tak naprawdę to nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Misja, której się podjąłem nie ma założeń zarobkowych czy statystycznych, a tylko (nie)zwykłą pasję historyczną i wspomnianą asystę dla poszukiwaczy, dlatego nie dbając zbytnio o pozycjonowanie, a jedynie o treść, dałem Vestigium.pl żyć własnym życiem.
Ludzie listy piszą
Kilka zdań wyżej napisałem, że na blogu jest już wszystko, co dotyczy moich osobistych poszukiwań. Odwiedzający stronę mają wystarczającą ilość wskazówek, by móc dokończyć swoją kwerendę, a jeśli pojawią jakieś wątpliwości, to bez przeszkód mogą wysłać mi wiadomość. I tak w istocie było już w pierwszych miesiącach prowadzenia Vestigium.pl. A to ktoś pisał w sprawie listu, jaki chciał wysłać do Anglii, inna zaś osoba chciała podzielić się swoim zbiorem pamiątek po swoim krewnym, a pewien Włoch czytając „Meldunek z dnia 18 sierpnia 1944 roku”, sprecyzował pewne fakty, które rzuciły nowe światło na moją rekonstrukcję wydarzeń.
Otrzymywałem też prośby o zdjęcia grobów z Loreto, bo dzięki opublikowanej liście poległych dowiedzieli się, że dziadek czy pradziadek został pochowany na tym włoskim cmentarzu. Z racji tego, że część z przedstawionych mi historii była oparta o poufne dokumenty, to niestety nie mogę ich przedstawić. Mogę jedynie zapewnić, że miałem wgląd do prawie gotowych scenariuszy filmowych. Wielkie historie składają się z małych!
Takie wiadomości co jakiś czas spływały na moją skrzynkę mailową, ale to rok 2017 przyniósł najciekawsze z nich, bowiem już w styczniu dowiedziałem się, że dzięki mojej witrynie, będzie ukończona książka o żołnierzach Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, którzy pochodzili z okolic Sieradza. Obecność mojego pradziadka Antoniego w 2. Korpusie Polskim była znana panu Maciejowi Ratajowi, nauczycielowi jednej z sieradzkich szkół, jednak były to szczątkowe informacje. Udało mu się jednak szczęśliwie trafić na moją stronę i otrzymał swego rodzaju kompendium wiedzy na temat żołnierza z Pyszkowa. Jesteśmy w stałym kontakcie od roku. Wymiana spostrzeżeń, dokumentów czy zwykłe konsultacje historyczne wzbogaciły moją wiedzę na temat losów pradziadka, zanim trafił on na front włoski.
Umówmy się, że korespondencja z polską sekcją brytyjskiego Ministerstwie Obrony Narodowej jest już sprawą prywatną, ale w sytuacji, gdy kierujący do mnie prośbę o zdjęcie grobu dziadka spoczywającego w Loreto mieszka… na Białorusi, to nie ma wyjścia – trzeba pomóc jeszcze bardziej. Będąc dwukrotnie we Włoszech, poznałem ludzi, na których mogę liczyć. Także nie było żadnego problemu, by osobie o polskich korzeniach załatwić fotografię mogiły bliskiej osoby. To było bardzo fajne uczucie, że niszowa stronka internetowa staje się swego rodzaju kompasem i daje takie możliwości! Pozwolę sobie w tym miejscu przytoczyć facebookowy wpis o tym niezwykle ciekawym, majowym wydarzeniu:
Trzy dni temu otrzymałem wiadomość, że dzięki Vestigium.pl pewnej rodzinie udało się odnaleźć grób swojego krewnego, żołnierza 2. Korpusu Polskiego. W takich chwilach jest mi niezwykle miło, że misja, której się podjąłem, przynosi efekty w postaci końca poszukiwań, choć często jest to tak naprawdę ich początek. Wydawać by się mogło, że to koleje losu mojego pradziadka były długo nieznane (śledzący mojego bloga wiedzą, co mam na myśli). Prawda o miejscu spoczynku wyszła na jaw dopiero w 2008 roku, czyli 64 lata po śmierci, a namacalnie przekonałem się o tym sześć lat później, gdy klęczałem przed jego grobem w Loreto. Okazuje się, że przypuszczenia, które naszły mnie podczas spaceru między mogiłami żołnierzy, były słuszne: jest XXI wiek, a wiele rodzin nadal nie wie, gdzie spoczywają ich polegli przodkowie.
Bohaterem tej historii jest Stefan Motylonek, pochodzący z Wileńszczyzny strzelec 15. Wileńskiego Baonu Strzelców, który zginął 9 lipca 1944 roku podczas walk na przedpolach Ankony. Dziś jego potomkowie mieszkają na Białorusi, a dziewięćdziesięcioletni syn w końcu dowiedział się, gdzie spoczywa jego ojciec, o którym prawie nic nie wiedział od momentu wybuchu wojny w 1939 roku.
Z własnego doświadczenia wiem, że takie odkrycie jest niezwykle ekscytujące i czym prędzej skontaktowałem się z moją serdeczną znajomą, która mieszka we Włoszech, by móc pokazać grób Stefana Motylonka jego najbliższym, którzy Polskę mają ciągle w sercu.
Cieszę się, że po raz kolejny mogłem w jakimś stopniu pomóc w poszukiwaniach, bo kawał dobrej roboty w powyższej sprawie wykonał samodzielnie prawnuk Dymitr! Mam nadzieję, że kolejne rodziny także odnajdą ślad swoich bliskich razem z Vestigium.pl!
Nie było miesiąca bez wiadomości dotyczących poszukiwań informacji o krewnych, którzy zginęli za Polskę na obczyźnie. W czerwcu napisał do mnie pan Lech, który chciał poszerzyć wiedzę na temat swojego pradziadka Eugeniusza Kowaluka, o którym było wiadomo tylko tyle, że trafił do sowieckich łagrów w Komi, a po amnestii w 1941 roku udał się do Tockoje, gdzie formowały się oddziały Armii Polskiej na Wschodzie pod dowództwem generała Władysława Andersa. Pradziadek Lecha przeszedł cały szlak bojowy, a w czasie kampanii włoskiej pełnił służbę w kancelarii sztabu 2. Korpusu Polskiego. Po wojnie, jak większość żołnierzy Armii Andersa, osiadł na dwa lata w Anglii. Do ojczyzny toczonej sowieckim rakiem wrócił w 1948 roku, gdzie zmarł dwadzieścia sześć lat później, pozostawiając po sobie własnoręcznie spisany życiorys. Wojskowe Biuro Historyczne potwierdziło obecność akt Kowaluka w Centralnym Archiwum Wojskowym, co sugerowało, że więcej danych znajduje się w brytyjskim MON. Przez pół roku wspierałem merytorycznie pana Lecha w jego działaniach na rzecz odzyskania dokumentów. W ciągu najbliższego miesiąca spodziewam się, że je otrzyma, bo pod koniec grudnia udało się zebrać wszystko, co jest potrzebne do tej procedury.
Jesień z kolei przyniosła wieści, że blog Vestigium.pl stał się głównym źródłem wiedzy na temat łodzian poległych na froncie włoskim dla organizatorów akcji Biegiem do Monte Cassino. Jest mi bardzo miło, że jestem w grupie wsparcia dla tego przedsięwzięcia, któremu ułatwiłem kontakt z Polakami na stałe mieszkającymi we Włoszech. Polonia włoska, z Waldemarem Zientarą na czele, jest mocno zaangażowana w przygotowywanie obchodów 74. rocznicy bitwy o Monte Cassino. Zresztą robią to nie po raz pierwszy, za co należy się wielki szacunek. Zachęcam do śledzenia działań Waldka na Facebooku.
Internet to za mało
Historia lubi zataczać koło. Czy zatem pamiętacie pierwsze zdarzenie z 2017 roku, które zostało w tym artykule już opisane? Zaczęło się od Sieradza i… na Sieradzu kończy, bowiem będąc zaproszonym przez Macieja Rataja, pojawiłem się we wspomnianym mieście z okazji promocji kwartalnika „Na Sieradzkich Szlakach”, w którym to został opublikowany jego artykuł o „odzyskanej biografii” mojego pradziadka. Podczas tego spotkania przybliżyłem założenia mojej misji grupie kilkudziesięciu osób i opowiedziałem, jak udało mi się zrekonstruować życiorys Antoniego Pawlaka. Podzielenie się swoimi doświadczeniami z ludźmi, którzy wiedzą, że „wielkie historie składają się z małych”, było przyjemnością!
Można rzec, że na koniec roku Vestigium.pl „wyszło” z Internetu. Skoro dało się zrobić tyle dobrego i ciekawego bez specjalnego wysiłku, to postaram się uczynić jeszcze więcej w kolejnych dwunastu miesiącach!
Bardzo, bardzo jestem wdzięczny Wam za to! Jestem dumny z Polaków, którzy nie zapominają o nas, o Kresach! Niech żyje wolna Polska!