Moja misja

O Monte Cassino słyszałem od dziecka. Dziadek z dumą opowiadał o swoim ojcu, zaznaczał, że jestem prawnukiem żołnierza i zapewne zależało mu na tym, by zaszczepić we mnie to samo uczucie. Udało się. Zainteresowanie historią wzmogło się w szkole, choć w podręcznikach o wydarzeniach z 1944 roku nie było mowy. Monte Cassino stało się fundamentem mojego patriotyzmu i zarazem swego rodzaju tajemnicą. Oprócz kilku legitymacji, krzyża pamiątkowego za bitwę sprzed 72 lat, dwóch zdjęć i wątpliwej informacji o tym, że pradziadek został ranny i przetransportowany do Anglii, gdzie zmarł, wiedziałem niewiele o Antonim Pawlaku

Na początku 2008 roku postanowiłem zająć się drzewem genealogicznym swojej rodziny. Zadanie nie wydawało się na początku takie trudne. Problem pojawił się w momencie, gdy zatrzymałem się przy gałęzi pradziadka Antoniego. W zasadzie dalej nie mogłem ruszyć i zająłem się inną częścią drzewa, a po kilku miesiącach stwierdziłem, że to przedsięwzięcie trzeba zawiesić. W czerwcu tego samego roku moją rodzinę dotknęło nieszczęście. Zmarł mój dziadek, syn żołnierza 2. Korpusu Polskiego, ten który dał początek moim zainteresowaniom związanych z historią. Przeczuwając najgorsze, w chwili gdy był zabierany przez pogotowie ze swojego domu, wskazał miejsce mojemu tacie, gdzie przechowywał jedyne dokumenty swojego ojca. Ten symboliczny gest był bardzo wymowny. To było przekazanie pałeczki, za którą wkrótce sam wziąłem odpowiedzialność.

Kilka dni po tych przykrych wydarzeniach wróciłem do swojego drzewa genealogicznego. Pojechałem do miejscowości, w której urodził się pradziadek, w poszukiwaniu ewentualnych śladów. Niestety, mimo spotkania z najstarszym, w tamtym czasie, mieszkańcem Pyszkowa niczego nowego nie dowiedziałem się. Jedynie udało się ustalić imiona rodziców Antoniego i numer aktu urodzenia. W następnych dniach zacząłem szukać w Internecie informacji na temat polskich żołnierzy pochowanych w Anglii. Nurtowała mnie ta część historii przekazanej przez dziadka. Nie rozumiałem dlaczego rannych miano transportować taki kawał drogi. Jedynym logicznym wytłumaczeniem było to, że w Londynie znajdował się Rząd RP na uchodźstwie. Ale to także było naciągane. Wśród wielu stron jakie napotkałem, moją uwagę zwróciła jedna. Był to blog prowadzony przez panią Żanetę Nawrot, Polkę mieszkającą we Włoszech, która dba o pamięć polskich żołnierzy walczących na froncie włoskim. Postanowiłem się z nią skontaktować, mając cały czas nadzieję na jakiś ślad. Po krótkim czasie dostałem odpowiedź. Jakie było moje zdziwienie, kiedy pani Żaneta napisała, że pradziadek nie jest pochowany na Wyspach Brytyjskich, tylko w Italii, a dokładnie w Loreto. Na potwierdzenie otrzymałem także dokładny numer grobu, a także datę śmierci. Kiedy przez 64 lata w rodzinie panuje przekonanie, że przodek spoczywa gdzie indziej i nagle okazuje się to nieprawdą, nie jest łatwo w to uwierzyć. Nie ukrywam, miałem wątpliwości. Do tamtego momentu wiedziałem tylko o Polskim Cmentarzu Wojennym na Monte Cassino. Pani Żaneta dodatkowo zasugerowała mi, żebym po więcej informacji zgłosił się do Instytutu Polskiego i Muzeum im. gen. Sikorskiego, mieszczącego się w Londynie. Nie mając nic do stracenia, a wiele do zyskania, wysłałem list wspomnianej placówki. Na odpowiedź czekałem 4 miesiące. Przesyłka zawierała kopie dokumentów: listę żołnierzy wchodzących w skład 18. Pułku Piechoty i 18. Lwowskiego Batalionu Strzelców, zaświadczenia o otrzymaniu odznaki 5. Kresowej Dywizji Piechoty i Krzyża Pamiątkowego Monte Cassino, meldunek bojowy z 18 sierpnia 1944 roku, dnia w którym pradziadek zginął oraz „Księgę poległych i zmarłych żołnierzy 18 P.P. i 18 L.B.S.”, z cenną informacją o miejscu śmierci – okolice rzeki Metauro. W liście otrzymałem dodatkowo wskazówkę dotyczącą zwrócenia się do polskiej sekcji brytyjskiego Ministerstwa Obrony Narodowej, gdzie przechowywany jest przebieg służby wojskowej. Na tamtą chwilę czułem, że wiem już sporo, że spełniłem obowiązek wobec zmarłego niedawno dziadka i jego ojca, o którym tak niewiele było wiadomo. Stało się jasne, że bitwę o Monte Cassino przeżył. Data jego śmierci była punktem zwrotnym. Pozwalała ona bowiem przypuszczać, że brał udział w kampanii adriatyckiej i późniejszym szturmie na Linię Gotów, gdzie poległ nad rzeką Metauro. Zastanawiające było jednak wciąż to, że w rodzinie krążyły tak mylne informacje. Biorąc natomiast pod uwagę fakt, że poprzedni system usiłował marginalizować osiągnięcia 2. Korpusu Polskiego, to nie powinno dziwić. Partyjna propaganda robiła co mogła, by pamięć o generale Władysławie Andersie i jego armii przeminęła. Osobiście przekonał się o tym mój dziadek, kiedy to komuniści przedarli na pół legitymację 5. Kresowej Dywizji Piechoty, ze względu na napis „Bez Wilna i Lwowa nie ma Polski”. Podejrzewam również, że moja prababcia, żona zmarłego żołnierza, także nie chciała rozdrapywać ran i niechętnie wracała myślami do tragicznych wydarzeń II Wojny Światowej. Nawet długo po jej zakończeniu. Ja natomiast po ponad sześciu dekadach odkryłem trop, który doprowadził mnie na grób pradziadka w Loreto. Wraz z rodzicami postanowiłem pojechać do Włoch na 70. rocznicę bitwy o Monte Cassino.

Sześć lat zleciało bardzo szybko. Przez ten czas zdążyłem ukończyć studia, rozwijałem się zawodowo, a i drzewo genealogiczne się rozrosło. I niestety, za późno zorientowałem się, że rocznica wydarzeń spod Monte Cassino zbliża się wielkimi krokami. Nie było szans żeby zdążyć z organizacją wyjazdu do Włoch w maju, ale wyjazd dwa miesiące później był możliwy. W tym celu skontaktowałem się z Domem Pielgrzyma prowadzonym przez Siostry Nazaretanki z Loreto. Po dodatkowym upewnieniu się, że grób pradziadka znajduje się w tym miejscu, potwierdziłem lipcowy przyjazd. W międzyczasie postanowiłem kontynuować swoje działania rekonstruujące historię pradziadka Antoniego. Kilka lat wcześniej zasugerowano mi kontakt z polską sekcją brytyjskiego Ministerstwa Obrony Narodowej, by otrzymać przebieg służby wojskowej. Postanowiłem to uczynić, choć znalezienie adresu e-mail nie było proste. Bardzo szybko natomiast dostałem odpowiedź, w której potwierdzono mi, że akta żołnierza 2. Korpusu Polskiego, Antoniego Pawlaka są dostępne i mam możliwość otrzymania ich kopii. Poproszono mnie w związku z tym o wykazanie stopnia pokrewieństwa poprzez akty urodzenia i zgonu, dowody osobiste oraz wypełnienie odpowiedniego formularza i stosowną opłatę w wysokości 30 funtów. I w tym miejscu pojawił się mały problem. Ministerstwo Obrony zażyczyło sobie otrzymać czek. Poszedłem zatem do banku, przedstawiłem im swoją prośbę i okazało się, że czek nie jest zbyt popularną formą płatności w Polsce i jego zdobycie również nie będzie łatwe. Niespecjalnie mnie to interesowało, kiedy w grę wchodziły tak ważne dokumenty, jakie miałem otrzymać. Przejście przez wszystkie procedury bankowe było nużące, ale cel jaki mi przyświecał w pełni rekompensował czas tracony w kolejkach. Miałem wrażenie, że jestem jedyną osobą w kraju, która chce w XXI wieku zapłacić czekiem, bo tyle trudności sprawiało jego załatwienie. Po kilkunastu dniach czek został wystawiony. Dołączyłem go do swojego listu i pod koniec czerwca 2014 roku wysłałem do Londynu. W lipcu wyruszyliśmy w podróż do Włoch. To była pierwsza tak duża eskapada samochodem. I wbrew pozorom nie traktowałem tego wyjazdu wakacyjnie. To była misja, podróż do źródeł. Sentymentalny wymiar, którego nie sposób opisać, jeśli ma się świadomość, że nikt wcześniej z rodziny tam nie był. Nikt od 70 lat. Dwudziestogodzinna jazda dała się we znaki, ale przyjemne widoki po drodze w miarę wynagradzały ten trud. Wieczorem, zaraz po przyjeździe poszliśmy na cmentarz. To było niesamowite. Wzruszenie, niedowierzanie, zetknięcie się dwóch światów. Klęknąłem przed grobem i wysypałem ziemię przywiezioną z Polski. Po prostu płakałem. Grób Antoniego Pawlaka, strzelca 18. Lwowskiego Baonu Strzelców, żołnierza o numerze ewidencyjnym 77/III, poległego na polu chwały dnia 18 sierpnia 1944 roku nad rzeką Metauro, został nawiedzony.

Kolejne dni upływały na zwiedzaniu Loreto. Duże wrażenie zrobiło na nas niezwykłe Sanktuarium Santa Casa, na którego zboczu znajduje się Polski Cmentarz Wojenny, a jedna z kaplic poświęcona jest Polsce i między innymi upamiętnia polskich żołnierzy, którzy gasili płonącą bazylikę. Odwiedziliśmy także Ankonę, Asyż i nadmorskie kurorty. Ale najwięcej czasu spędziliśmy na cmentarzu, na robieniu zdjęć, na rozmowach z ludźmi, którzy odwiedzali tę nekropolię. Byłem wtedy niezmiernie dumny. I jestem nadal. Dzięki mojemu zaangażowaniu udało się odkryć prawdę, niemalże jej dotknąć. Żałuję jedynie, że mój dziadek tego nie doczekał. Ale wierzę, że obserwuje to z góry i jest równie dumny.

W połowie sierpnia otrzymałem list z brytyjskiego MON. Trzymając kopertę w dłoniach dało się wyczuć, że w środku jest jakaś rzecz. Przypuszczałem, że jest to jakieś odznaczenie. Po wyciągnięciu okazało się, że to nieśmiertelnik. To był kolejny moment, kiedy łzy same napłynęły do oczu. Trzymałem w dłoni przedmiot, który towarzyszył mojemu pradziadkowi od początku jego marszu aż do śmierci. To było coś, czego zupełnie się nie spodziewałem. Reszta przesyłki zawierała metrykę zgonu i zeszyt ewidencyjny z wieloma szczegółami dotyczącymi służby, począwszy od tej zasadniczej. Poza tym w dokumencie znajdowały się podstawowe informacje o żołnierzu, takie jak rysopis, status rodzinny. Dodatkowo opisano jego umiejętności, wykształcenie, zawód, odbyte szkolenia, przebyte choroby, odniesione obrażenia i śmierć. Okazało się, że w niewoli sowieckiej spędził 2 lata, przeszedł przez trzy kontynenty, a podczas bitwy o Monte Cassino został ciężko ranny w rejonie wzgórza Widmo i San Angelo. Uderzającym elementem tej ewidencji jest odcisk palca i opinia sporządzona przez dowódcę. Takie wiadomości pozwoliły mi wyobrazić sobie mojego pradziadka, jego osobowość i wygląd. W dołączonym liście napisano również, że na odbiór czekają cztery brytyjskie odznaczenia, o których wydanie nigdy nikt się nie starał. Zalecono mi kontakt z Ambasadą Wielkiej Brytanii w Warszawie. Podobnie jak w przypadku Ministerstwa Obrony Narodowej Wielkiej Brytanii musiałem wykazać stopień pokrewieństwa w nadesłanym formularzu. Obiecano dostarczenie orderów w ciągu 6-12 miesięcy. Prawdę mówiąc spodziewałem się, że przesyłka nadejdzie szybciej. I rzeczywiście, dostarczono ją po 5 miesiącach. W jej skład wchodziły: Gwiazda za Wojnę 1939-1945, Gwiazda Włoch, Medal za Wojnę 1939-1945 i Medal Obrony.

W lipcu 2015 roku ponownie pojechaliśmy do Włoch. Tym razem dołączyła do nas moja chrzestna, wnuczka spoczywającego w Loreto. Zawieźliśmy na grób pradziadka pamiątkową tablicę z jego zdjęciem oraz inskrypcją:

Mimo Teheranu, mimo Jałty,
Nie ustali w marszu
Na szlaku legionów
I z wiarą w Tę
     „Co nie zginęła”
Oddali życie za Ojczyznę

Podczas tego wyjazdu zauważyłem, że grób mojego pradziadka wzbudza zainteresowanie turystów. Działo się tak ze względu na przywiezioną płytę, zapalone znicze i kwiaty. Świadczyło to o obecności bliskich. Miałem okazję opowiedzieć ludziom obecnym na cmentarzu o swoich poszukiwaniach. Wielu z nich było naprawdę wzruszonych. Był to jeden z bodźców, by o tej historii opowiedzieć jak największej liczbie osób. Pierwszy raz miałem też okazję uczestniczyć w obchodach upamiętniających wyzwolenie Loreto i Ankony. Podniosły charakter tej kameralnej uroczystości na długo zostanie przeze mnie zapamiętany. W takich chwilach słowa naszego hymnu narodowego „Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy” są jeszcze bardziej znaczące.

Pod koniec roku czułem, że jeszcze nie wszystko udało mi się ustalić. Miałem wątpliwości czy mam wszystkie możliwe dokumenty dotyczące mojego pradziadka. Napisałem do Centralnego Archiwum Wojskowego. Ku mojemu zaskoczeniu otrzymałem odpowiedź, że w maju 2015 roku zostały sprowadzone akta Antoniego Pawlaka z Wielkiej Brytanii. W celu udostępnienia tych kwerend polecono mi skontaktować się z Archiwum Ministerstwa Obrony Narodowej. Okazało się, że te materiały dotyczą depozytu po zmarłym już pradziadku. Kserokopie zostały dostarczone w styczniu 2016. Dzięki nim udało mi się dowiedzieć, co w chwili śmierci miał przy sobie. A były to: portfel skórzany, trzy fotografie, trzy obrazki treści religijnej, pięć piastrów libańskich, metalowy krzyżyk jerozolimski, dwa metalowe medaliki, list PCK z kraju, legitymacje odznak pamiątkowych 6. Dywizji Lwów i 18. Lwowskiego Baonu Strzelców, karta oszczędnościowa. Poza tym z korespondencji można odczytać, że informacja o śmierci i miejscu pochówku pradziadka dotarła do jego żony. Zatem prawdopodobne jest, że chęć wymazania z pamięci tych przykrych wydarzeń przez prababcię, przyczyniła się do nieprawdziwych informacji krążących w rodzinie przez 64 lata.

Wydaje się, że moja misja dobiegła końca, ale tak nie jest. Niech ten blog będzie swego rodzaju pomnikiem pamięci mojego pradziadka, Antoniego Pawlaka. Niech będzie świadectwem, które pozwoli innym nabrać wiary w szczęśliwe zakończenie.

3 thoughts on “Moja misja

  1. Śledziłem historię Twoich poszukiwań z podziwem i szacunek za każdy krok jaki stawiałeś w drodze do finalnego sukcesu, tj. ustalenia tych wszystkich faktów i drogi przebytej przez Twojego pradziadka.

    Gratuluję zaangażowania i cieszę się, że poświęcony przez Ciebie czas, mimo kilku utrudnień, okazał się owocny i pozwolił dotrzeć do tych wszystkich informacji oraz odnaleźć odznaczenia i przedmioty Twojego dziadka. Zwłaszcza otrzymanie nieśmiertelnika musiało być niezwykłym doświadczeniem.

    Gratuluję i pozdrawiam.

  2. Szanowny Panie Damianie,

    Jestem nauczycielem, miłośnikiem historii, właśnie pracuję nad książką o żołnierzach Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie z ziemi sieradzkiej. Na mojej liście właśnie jest też Pański pradziadek Antoni Pawlak. Mam nieco danych na Jego temat, ale skoro Pan otrzymał już z Londynu dokumenty – sam korzystam i z bazy w Northolt, i z Instytutu Sikorskiego – miałbym prośbę – czy mógłby Pan wysłać mi kserokopie fotografii i dokumentów Antoniego Pawlaka? Byłbym niewymownie wdzięczny. Jestem niezmiernie zaskoczony, że znalazłem w necie Pański tekst. Pytałem nawet księdza proboszcza w Pyszkowie o Pana pradziadka. Mój mail – maciejus2@interia.pl. Kłaniam się i proszę o kontakt.

    M. Rataj

  3. Jeszcze jeden post, Panie Damianie. Mnie również udało się “wyprostować” legendę powojenną jednego z żołnierzy PSZ na Zachodzie – starszego strzelca Stanisława Kikowskiego z Dzierlina (powiat sieradzki). Przeszedłem tę samą procedurę – dokumenty z Londynu i ściągnięcie nowych odznaczeń z Londynu. Udało się we wrześniu 2015 otworzyć izbę pamięci w szkole. Mogę Panu wysłać link do strony, na której jest relacja z tej uroczystości. Znam to uczucie, doświadczyłem go niejednokrotnie, kiedy otrzymuję dokumenty po latach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Enter Captcha Here : *

Reload Image